Kiedy w 2009 roku po raz pierwszy jechaliśmy do Bułgarii najwięcej emocji wśród znajomych wzbudzał fakt naszego przejazdu przez Rumunię. Otrzymałam tyle samo cennych rad co i ostrzeżeń od tych, którzy zjeździli świat wszerz i wzdłuż. Ogólnie ludzie byli pełni podziwu dla naszej odwagi. Większość rozmów rozpoczynała się od słowa "uważaj". Tak więc mieliśmy uważać na sfory dzikich, wszędzie wałęsających się psów, na wszechobecne i natarczywe osoby wyciągające ręce po wsparcie finansowe, na oszustów i złodziei oraz na gigantycznych rozmiarów dziury na drogach. Zatrzymywać powinniśmy się tylko na dużych stacjach paliwowych, jechać tylko głównymi drogami, spać tylko w porządnych pensjonatach (bo tylko tam jest szansa, że będzie w miarę czysto i bezpiecznie) i jeść tam, gdzie parkuje dużo Tir-ów (bo jedzenie podobno tanie i dobre). Z bagażem takich informacji, pełni obaw, przekraczaliśmy granicę węgiersko - rumuńską Artand - Bors jadąc dalej w kierunku Targu Mures, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg w hotelu Willa Chesa. Na miejsce dotarliśmy późnym wieczorem z uwagi na to, że mąż obawiając się kiepskich dróg nie rozpędzał się zbytnio a przy planowaniu podróży gdzieś umknął mi fakt, że w Rumunii należy przestawić zegarki godzinę do przodu. Byliśmy zmęczeni i marzyliśmy tylko o prysznicu i jakimkolwiek łóżku do spania. Pomni wszelkich ostrzeżeń zabezpieczyliśmy samochód na hotelowym parkingu. Cała procedura meldunku przebiegła sprawnie, łamanym ale komunikatywnym angielskim pani przekazała nam niezbędne informacje i szybko (na ile pozwolił nam wytaszczony z samochodu bagaż) poszliśmy do pokoju. Już wchodząc do hotelu zauważyłam, że jest tu czyściutko i pachnąco. Równie pięknie było w pokoju. Trzy jednoosobowe tapczany z czyściutką pościelą, klimatyzacja, lodówka, czajnik elektryczny, telewizor, stolik, fotele, kilka szklanek i talerzyków. Łazienka wprost lśniła. Dla syna największym szczęściem był dostęp do internetu. Rano, wyspani i gotowi do dalszej podróży, zeszliśmy na śniadanie. Może nie było ono zbyt wyszukane ale nikt z nas nie wyszedł głodny. Za nocleg ze śniadaniem dla trzech osób zapłaciliśmy około 120,00 złotych. Wtedy pomyślałam, że nie jest tak źle w tej Rumunii jak mi mówiono. Analizując dotychczasową podróż zgodnie uznaliśmy, że drogi są całkiem przyzwoite a napastujących ludzi brak. Bezpańskie psy owszem były ale nie stanowiły dla nas żadnego zagrożenia. Pełni pozytywnych myśli rozpoczęliśmy drugi dzień naszej podróży po Rumunii, która dopiero teraz odkryła przed nami swoje piękne oblicze. Kiedy wieczorem przekraczaliśmy granicę rumuńsko - bułgarską Giurgiu - Ruse już wiedziałam, że moje serce zostaje w Rumunii. Kolejne lata i kolejne podróże po Rumunii tylko pogłębiły mój zachwyt tym krajem. Oczywiście są też rzeczy, które nie całkiem przypadły mi do gustu . Nie podobają mi się na przykład ogromne blokowiska z wielkiej, betonowej płyty, których stan techniczny pozostawia wiele do życzenia. Odpadający tynk i balkony zagospodarowane według własnego pomysłu każdego lokatora nie robią korzystnego wrażenia. Podobnie jak cała sieć kabli i przewodów zwisających od jednego słupa do drugiego. Jak do tej pory przez Rumunię przejechaliśmy 22 razy i wiem, że to jeszcze nie koniec. Mam kilka miejsc na mapie, gdzie muszę dotrzeć. Z perspektywy czasu widzę jak Rumunia się rozwija. Wciąż powstają w ekspresowym tempie nowe odcinki autostrad i dróg szybkiego ruchu. Wszystkie przestrogi, którymi uraczyli mnie znajomi przed pierwszą podróżą włożyłam między bajki. Nigdy w Rumunii nie spotkało mnie nic złego, wręcz przeciwnie doświadczyłam pomocy i wsparcia. Kiedy padł nam samochód młody chłopak zupełnie bezinteresownie pomógł nam znaleźć warsztat (w sobotę po godzinie 14, kiedy Rumuni mają już wolne) gdzie auto w miarę sprawnie naprawiono. Chcieliśmy odwieźć chłopaka w miejsce, skąd go zabraliśmy (w poszukiwaniu warsztatu przebył z nami trasę kilku kilometrów) ale on stwierdził, że da sobie radę a my mamy jechać dalej. Chciałam dać mu parę euro za fatygę ale również odmówił twierdząc, że pomógł nam bo człowiek z jego rodziny pracuje w Polsce i może jemu ktoś pomoże w razie potrzeby. Innym razem, kiedy nie mogliśmy znaleźć drogi do wąwozu Bicaz, napotkani ludzie spokojnie wytłumaczyli nam trasę dojazdu co nie było łatwe z uwagi na barierę językową (my nie mówimy po rumuńsku za to oni nie znali żadnego innego języka). Śmiechu było co niemiara ale daliśmy radę. Na koniec obdarowali nas mapą, gdzie zaznaczone są wszystkie zabytki Rumunii i drogi do nich prowadzące. Z tej mapy, choć jest już mocno sfatygowana, korzystam do dziś. Kolejnym przykładem jest pomoc jaką uzyskaliśmy w poszukiwaniu noclegu przed wjazdem na Transalpinę. W którymś momencie przestałam rezerwować hotele ze względu na to, że nigdy nie wiem jak daleko uda nam się dojechać zanim zapadnie zmrok. Nigdy nie mieliśmy problemu ze znalezieniem jakiegoś noclegu ale tym razem było inaczej. W Rumunii było jakieś święto więc część ludzi wyjechała poza miasto i hotele miały obłożenie na maksa. W jednym z nich właścicielka stwierdziła, że u siebie nie ma już miejsca ale nie zostawi nas bez dachu nad głową. Przez dwie godziny dzwoniła do znajomych i udało jej się ulokować nas w cudnym, w pełni wyposażonym, drewnianym domku na zboczu góry. Samochód zostawiliśmy przed jej hotelem, sama o północy zaprowadziła nas na miejsce noclegu. Za domek zapłaciliśmy około 100 złotych. Sytuacji, kiedy miałam możliwość przekonać się o życzliwości Rumunów jest wiele, nie sposób przytoczyć je wszystkie. Za to wszystkie hotele, gdzie miałam możliwość nocować spełniły moje oczekiwania zarówno pod względem wyposażenia, higienicznym, gastronomicznym jak i finansowym. Na ile mogę obalam stereotypy i nieprawdziwe informacje krążące o Rumunii. Znajomych i nie tylko zachęcam do poznania tego pięknego kraju. Wielu z nich załapało rumuńskiego bakcyla tak jak ja. Nigdy nie zdarzyło się aby ktoś był zawiedziony po wycieczce przez Rumunię. Największą satysfakcję sprawiają mi słowa powracających z Rumunii turystów: miałaś rację, Rumunia jest piękna. Też tak uważam, mało tego ja ją kocham !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz